2 lipca 2012

Rozdział X

„Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” 

Wybiegłam przed dom. Opadłam na ziemię i oparłam się o pierwsze lepsze drzewo. Nie, to niemożliwe. To wszystko była moja wina. Kolejni ludzie oddali życie tylko przeze mnie i moją głupotę. Nie mogłam zebrać myśli. Drżałam. Chciałam zapomnieć, jednak w chwili, gdy zaciskałam powieki, przed oczami stawał mi obraz leżących bez życia rodziców Aleksa i dziewczynek.
Chciałam zapłakać. Znowu. To było zdecydowanie za dużo. Potrzebowałam kogoś, kto przejąłby ciężar z moich barek – kogoś takiego, kto powiedziałby „nie martw się, ja się tym zajmę”. Jednak nie mogłam pozwolić, by ktokolwiek znów narażał za mnie życie. Musiałam poradzić sobie z tym sama.
Dopiero patrząc na to z perspektywy czasu zauważam, jak bardzo się zmieniłam.
Minęło wiele minut (może nawet godzin?) zanim znalazłam na tyle siły, by podnieść się i pomyśleć racjonalnie. Krew zdążyła się przelać. Teraz trzeba było zadbać o to, żeby nie pojawiły się kolejne ofiary. Nie umiałam myśleć o tym w ten sposób. Nie chciałam. Nagle zrozumiałam, że życie jest tak cholernie wielkim darem. Który właśnie komuś odebrałam. Miałam ochotę umrzeć.
Szybkim krokiem wpadłam do domu Aleksego, starając się nawet nie zerkać w kierunku jadalni. Weszłam do sypialni i od razu podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej wyglądające na wygodne, nierzucające się w oczy ubrania.
Od razu po przebraniu się skierowałam się do drzwi wejściowych. Nie mogłam dłużej przebywać w tym domu. Nie ze świadomością, że w jadalni leżą dwie osoby, które praktycznie zamordowałam.
O Boże, co ja zrobiłam…
***
Doskonale zdawałam sobie sprawę, że błękitnooka dziewczyna, stojąca na środku rynku w Księstwie Blacktee zapewne wyglądała dość podejrzanie. Nie mogłam jednak udać się do lasu, który zapewne był dość niebezpieczny (Królowa pewnie inaczej by mnie tam nie wysłała…), bez zaopatrzenia się w broń ani pożywienie. Nie będę ukrywać, że od dłuższego czasu czekałam na okazję, która pozwoliłaby mi zabrać floret stojącego tuż przede mną mężczyzny.
W końcu, gdy kufel piwa stojący przed nim na stole całkowicie przykuł jego uwagę , ruszyłam. Jedną ręką ułożyłam moje włosy tak, by przykrywały całą twarz.
Na pierwszy rzut oka byłam zwykłą dziewczyną, spokojnie przechadzającą się po rynku Księstwa. Dopiero uważny obserwator zauważyłby, że poruszałam się niezwykle ostrożnie , z rozwagą stawiając każdy krok, a moje oczy uważnie lustrowały okolicę.
Nagle zza któregoś zakrętu wyjechał konny patrol. Ubrani w czarne zbroje strażnicy spokojnie rozglądali się dokoła, zapewne pilnując, czy żaden – jak to określa „lepsza” część królestwa – plebejusz nie postanowił się zbuntować. Jak było w rzeczywistości – tego nie wiedziałam. Może to Królowa nasłała na mnie pościg? Chciała mnie wykończyć, zanim stanę się niebezpiecznym wrogiem? Zaśmiałam się w myśli. Ja? Niebezpiecznym? Jednak z jakiegoś powodu nie zostałam zamordowana od razu. Czyżby Królowa mnie do czegoś potrzebowała? Zaczęła się gra. Wszystkie dotychczasowe zasady przestały się liczyć.
Po dłuższej chwili powolnym krokiem podeszłam do krzesła odurzonego alkoholem mężczyzny. Stanęłam tak, by przysłonić ciałem to, co robią moje ręce. Nie uśmiechało mi się zostanie przyłapaną przez strażników na kradzieży jeszcze zanim ta cholerna rozgrywka nie zdążyła się jeszcze porządnie zacząć. Powolnym ruchem bezszelestnie wyjęłam sztylet z pochwy bezwładnie zwisającej przy pasie mężczyzny. Na szczęście był na tyle pijany, żeby tego nie zauważyć.
Co innego strażnicy.
Jeden z nich coś niezrozumiale krzyknął. Odwróciłam głowę w stronę źródła dźwięku. Mężczyzna wskazywał na mnie palcem, a pozostała część patroli uważnie mnie obserwowała i poganiała konie, by ruszyły.
Cudownie.
Niewiele myśląc, rzuciłam się do ucieczki. Niefortunnie mocno uderzyłam nogą o stół i właściciel skradzionego przeze mnie miecza momentalnie wytrzeźwiał, obrzucając mnie pełnym wyrzutów spojrzeniem. Gdy zorientował się, co się stało, podniósł się z krzesła i zaczął biec w moją stronę. Przyspieszyłam. Usłyszałam parskanie koni. Pościg wyruszył. Dogonią mnie. Czym karali w średniowieczu za kradzież? Ucięciem ręki? Dybami? Żadna z tych propozycji nie wydawała się zbyt zachęcająca. Starałam się miarowo oddychać.
Poczułam oszałamiający ból w ręce. Krzyknęłam. Dopiero po chwili doszło do mnie, że ktoś musiał we mnie rzucić czymś twardym, ciężkim i ostrym. Kamieniem? Nie miałam czasu się zastanawiać. Zignorowałam okropny ból i wbiegłam w boczną uliczkę. Na szczęście na tyle wąską, żeby konie nie mogły na nią wjechać. Podziękowałam w duchu wszystkim mocom rządzącym tym światem. Może jednak ucieknę.
Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie mocno za ramiona. Jednocześnie usłyszałam stukot kopyt zbliżających się koni. Chciałam krzyknąć. Wtedy ktoś zatkał moje usta dłonią.
- Cicho – usłyszałam znajomy głos. – Jesteś tu jeden dzień i już zostałaś złodziejką, ale nie musisz dać się aresztować.

***
Pół godziny później siedziałam na podłodze w piwnicy znajdującej się w opuszczonej kamienicy, wpatrując się w Aleksego.
- Nie powinieneś mnie widzieć. I nie powinna byłam ci powiedzieć o zadaniach. Królowa cię zabije – powiedziałam. Mężczyzna zamknął oczy, po czym spojrzał prosto na mnie. – Aleksy, twoi rodzice…
- Wiem – odparł bez jakichkolwiek emocji.
- Przepraszam – wyszeptałam. Do moich oczu zaczęły napływać łzy. – To… to wszystko moja wina. Gdyby nie ja, twoi rodzice by żyli i wszystko byłoby w porządku…
- Nie, gdyby nie ty, to nic nie byłoby w porządku. Przynajmniej lud ma szansę na odzyskanie rubinu. Gdy wygrasz grę, wszystko będzie jak za dawnych czasów.
- Problem jest w tym, że jej nie wygram.
- Beatrycze – odparł Aleksy. – Jesteś naszą ostatnią szansą. Musisz to wygrać. W innym wypadku najprawdopodobniej wszyscy zginiemy.
Usłyszałam jakieś krzyki. Pościg. Strażnicy najwidoczniej byli za moim tropie.
- Jakie jest pierwsze zadanie? – zapytał Aleksy. Nerwowo spojrzałam w kierunku drzwi. – Nie bój się, tu nas nie znajdą.
- Las. Muszę znaleźć jednorożca.
- To nie będzie łatwe. Słyszałaś coś kiedyś o Ciemnym Lesie?
Pokręciłam głową.
- To nie jest zwykły las – kontynuował Aleksy. – Praktycznie rzecz biorąc nic, co zostało stworzone przez Królową, nie jest zwykłe.
Łomoty ucichły. Patrol odszedł. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na Aleksego.
- „Nie jest zwykły”? To znaczy?
- Jest wypełniony siłą rubinu. W nim jego moc jest zwielokrotniona. Mówiąc prościej: las żywi się twoim strachem.
- W takim razie będę dla niego znakomitym przekąską – odparłam przepełnionym ironią głosem. Nagle spoważniałam. – Boję się. Boję się o moje życie. Boję się Królowej i tego, na jakie męki mnie skaże. Boję się Śmierci. Boję się o was wszystkich, którzy narażacie swoje życie za mnie… - zaśmiałam się gorzko. – A teraz muszę iść do lasu, który będzie się żywił się strachem, przepełniającym mnie od palców u nóg do czubka głowy, nie mając nic do jedzenia i umiejąc tylko walczyć floretem. Jak mnie znalazłeś? – dodałam po chwili ciszy.
- To było dość proste  - Aleksy spuścił na chwilę wzrok, po czym znów zerknął mi w oczy. – Tam, gdzie są straże, musi być wróg Królowej. A póki co ty jesteś największym.
Westchnęłam.
- Gdzie są dziewczynki? – zapytałam.
- W bezpiecznym miejscu. Mam zamiar kupić za nasze… rodzinne… oszczędności… łódź. Nie wierzę, że oni nie żyją.
O Boże, o Boże, o Boże. Zamordowałam jego rodziców. Przeze mnie Aleksy cierpi. Przeze mnie musi się stąd wynieść. Przeze mnie dziewczynki są sierotami. Przeżyją, jak los się do nich uśmiechnie. Z każdą chwilą coraz bardziej uświadamiałam sobie, że byłam morderczynią.
O Boże.
- Wypłyniemy do Wielkiej Minney. Tam Królowa nas nie znajdzie. To wyspa leżąca na północ od Księstwa – wyjaśnił.
Czyli jest jakieś inne miasto w tej przeklętej rzeczywistości?
- Mmmm… - mruknęłam, próbując podtrzymać rozmowę. Nie chciałam, żeby Aleksy już odchodził. To by oznaczało, że miałam zostać sama. Bez jakiejkolwiek pomocy.
- Beatrycze, muszę już iść – odparł, spełniając moje najgorsze obawy. Wstał. Chciałam krzyknąć, by mnie nie opuszczał, ale ostatecznie zagryzłam tylko wargę i pokiwałam głową, jednocześnie powstrzymując napływające do oczu łzy. Tu nie chodziło tylko o mnie. Liczyło się przede wszystkim bezpieczeństwo Aleksego i dziewczynek. Tak, to jedyne dobre rozwiązanie. Muszą uciekać. Nie mogłam… po prostu nie mogłam dopuścić do tego, żeby kolejne bliskie mi osoby narażały za mnie życie.
- Tak, idź już.
Aleksy podszedł do okna. Wskoczył na stojącą przy ścianie ławkę, po czym usiadł na parapecie. Nagle odwrócił się w moją stronę.
- Po jedzenie udaj się do Sir Carolna i powołaj się na mnie. To miły staruszek, chętnie ci pomoże.
- Idź już – pogoniłam go. – Powodzenia, dotrzyjcie bezpiecznie na miejsce.
- Nie, Beatrycze. To tobie przyda się „powodzenie”. Przeżyj.
Chwilę po tym wyskoczył przez okno i zniknął w ciemnościach, które zaczęły okrywać Księstwo Blacktee.

***
Stałam na skraju Ciemnego Lasu. Stałam na skraju Ciemnego Lasu, a wiatr zawiewał moje włosy. Stałam na skraju Ciemnego Lasu, a wiatr zawiewał moje włosy, przypominając mi o tym, że za chwilę mogę umrzeć.
Spojrzałam na nadgarstek, którą kilka godzin wcześniej obandażowałam kawałkiem materiału. Chyba był skręcony. Przez cholerny kamień, którym ktoś we mnie rzucił podczas ucieczki. Jęknęłam. Każdy ruch ręką wywoływał okropny ból. Jednak nie mogłam powiedzieć o tym Aleksemu. Nie odjechałby. Chciałby mi pomóc, skazując się jednocześnie na śmierć i kończąc jako źródło energii dla rubinu.
Zamknęłam oczy. Wsłuchałam się w miarowe bicie mojego serca. Jeszcze raz sprawdziłam, czy w zwisającej z mojego ramienia torbie było wszystko, czego potrzebuję.
Po chwili weszłam do Lasu, pozostawiając całą przepełniający mnie strach za sobą.

11 komentarzy:

  1. Nie, nawet nie myśl o tym, żeby przestać! Świetnie piszesz, masz ciekawy pomysł na historię.
    Jeśli chodzi o ten rozdział to szkoda, że Aleksy zostawił Beatrycze. Coż, mam nadzieję, że albo wróci, albo dziewczyna pozna jeszcze kogoś.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Błagam, nie przestawaj pisać ! Zostanę wtedy wśród setek bzdurnych opowiadań dookoła i nie będę miała już nic do czytania ;) Pomysł na historię, jak już poprzednik/czka wspomiał/a, jest naprawdę ciekawy i nie mogę doczekać się już tego co będzie w następnym rozdziale. Ada

    OdpowiedzUsuń
  3. Kobieto, powaliło cię?
    Ja wiem, że fani są ważni i tak dalej, ale powinnaś pisać też dla siebie. Mam zaledwie 3 komentarze na moim blogu, ale nie przestaję pisać, bo to lubię. Piszę dla przyjemności, nie dla innych i mam gdzieś, co ktoś uważa o moim blogu.
    Jednak jeśli ci to pomoże to pisz dalej, bo masz talent. Nie zmarnuj go.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie przestawaj, bo naprawde świetnie piszesz ! Czekam na dalsze rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Tu simeczka-jak wiesz,twoje opowiadanie wymiata,a ten rozdział,ech,po porostu jest tyle zaskoczeń,ogólnie-rozdział jest najdłuższy,niż zwykle i totalnie powala z nóg!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę późno, ale zostawiam po sobie znak. Pojawiam się i znikam, i za to przepraszam... I pamiętaj - ten blog ma sprawiać radość przede wszystkim Tobie! c;

    OdpowiedzUsuń
  7. Pisz dalej i nie warz się kończyć!~:)

    OdpowiedzUsuń
  8. o własnie zgadzam sie ze wszystkimi ;p

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytam ;) To jest mega. Masz talent. Czytam pozostałe rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć! Tutaj Mademoiselle z ostrze-krytyki. Właśnie zrezygnowałam z oceniania, więc nie zajmę się Twoim blogiem. Jeśli zależy Ci nadal na ocenie, to możesz wybrać kogoś innego. Przepraszam za problem.

    OdpowiedzUsuń

Zgadniesz? Nie. Nie łudź się. Zagadka pozostanie nierozwiązana.