26 czerwca 2012

Rozdział IX

„Żadna miłość, przyjaźń, szacunek nie jednoczy tak, jak wspólna nienawiść do czegoś” - Antoni Czechow

Powoli wciągnęłam powietrze nosem. Próbowałam uspokoić moje dygocące ciało. Tylko jak się uspokoić, kiedy właściciele trzech par oczu, przeszywających cię na wylot, za chwilę zadecydują o tym, czy przeżyjesz?
- Witaj – odparła Królowa wysokim głosem, który odbił się echem w małej sali posiedzeń. – Jak zdążyłaś pewnie już zauważyć, zostałaś wybrana, aby złożyć u moich jakże wysokomościowych stóp życzenie.
Zamknęłam oczy. Czułam się, jakby czas postanowił się zatrzymać i każda sekunda ciągnęła się w nieskończoność. Miałam ochotę się rozpłakać. Czułam łzy bezsilności i przerażenia napływające pod moje powieki.
- Zatem… o co poprosisz mnie w ten dzień?
Milczałam, niezdolna wyksztusić z siebie ani jednego słowa. Zdałam sobie sprawę, że nigdy dotąd nie wiedziałam, czym jest prawdziwe przerażenie. W chwili wypadku nie miałam nawet czasu się bać, a uczucie, które wypełniało mnie podczas spotkania ze Śmiercią było zwykłym lękiem przed nieznanym.
Teraz byłam przerażona. Zdecydowanie przerażona. Strużka potu powoli spływała po mojej szyi, potem wzdłuż linii kręgosłupa. Starałam się zapomnieć, że teraz ważą się nie tyle moje, co losy Adama. Wszystko zależy od tego, czy przełamię strach i postanowię uratować mojego najlepszego przyjaciela.
I tak jestem już martwa.
- Kim ty w ogóle jesteś? – zapytała się po dłużącej chwili ciszy.
- Beatrycze. Rekojska – wydukałam.
- Skąd pochodzisz?
- Z daleka – odpowiedziałam zdawkowo.
Królowa umilkła. Jeszcze mocniej zacisnęłam powieki. Przerażenie odłożę na później, do miejsca, w którym będę bezpieczna.
- Więc… mów, czego pragniesz.
- Moja prośba może wydawać się dość… niecodzienna – zaczęłam, próbując opanować drżenie głosu. – Chcę zagrać z waszą wysokością w grę, której stawką jest moje życie.
Otworzyłam oczy. Królowa siedziała wyprostowana na wysokim, zdobionym krześle i uważnie mi się przypatrywała. Stojący obok niej dwaj elegancko ubrani mężczyźni, zapewne jej doradcy, zamarli w bezruchu.
- Rzeczywiście, niecodzienna. A co ja miałabym dać w zastaw? – zapytała Królowa, starannie wypowiadając każde słowo.
- Rubin – odparłam krótko, a jeden z doradców nachylił się nad Królową, jednak ta szybkim ruchem odepchnęła go. Drugą rękę położyła sobie pomiędzy obojczykami, na kamieniu wiszącym na jej szyi.
- Ściągnij woalkę – odparła ni stąd, ni zowąd. – Zerwij ją, już!
Drżącą ręką zdjęłam z twarzy delikatny materiał. Królowa patrzyła na mnie ze zdumieniem, które najwidoczniej na daremnie starała się ukryć. Przez chwilę patrzyłyśmy sobie nawzajem w oczy. Wtedy zauważyłam jedno: ona także miała błękitne tęczówki.
W tych okolicach wszyscy mają brązowe, ewentualnie czarne oczy”.
Odwróciłam wzrok. Cichy głos z tyłu mojej głowy wciąż i wciąż uparcie powtarzał słowa Aleksa. To przecież niemożliwe… Jakim cudem…?
- Zatem w porządku. Jeśli ja wygram, otrzymam twoją duszę. A jeśli ty… otrzymasz rubin.
- Wasza wysokość, to nierozsądne! –krzyknął nagle jeden z jej doradców. Królowa uniosła się z tronu i wyjęła zza pasa sztylet. Szybkim ruchem zamachnęła się nim w kierunku starszego mężczyzny. Zamknęłam oczy. Usłyszałam jęk i dźwięk upadającego na podłogę martwego ciała.
Uniosłam powieki. To był błąd. Królowa podchodziła właśnie do drugiego doradcy i wbiła sztylet prosto w jego brzuch. Bryznął strumień krwi. Miałam ochotę zwymiotować. Najlepiej zwymiotować i zapłakać.
Kobieta dopiero po chwili wyciągnęła ostrze z ciała mężczyzny. Doradca osunął się na kolana. Błagalnie na mnie spojrzał. Nie mogłam mu pomóc. Bałam się. Nagle jego oczy stały się puste. Upadł na podłogę.
Wtedy pierwszy raz ktoś został zamordowany na moich oczach.
- Ta gra będzie naszą słodką tajemnicą – odparła Królowa, wycierając okrwawiony nóż o elegancki strój jednego z mężczyzn. – Zostaniesz poddana… pięciu próbom. A zadania będą o tyle trudne, że nikt nie będzie mógł ci w nich pomóc.
Kobieta dotknęła opuszkami palców rubinu i wypowiedziała bezgłośnie jakieś słowa. Kamień na chwilę rozbłysnął, po czym równie szybko zgasł. Wpatrywałam się w niego jak zaklęta. Nie mogłam uwierzyć, że tak wielka moc ukryta była w zwykłym rubinie…
- Osoba, która dowie się o zadaniach, natychmiastowo zginie – odparła Królowa ze złowieszczym uśmiechem. Powoli zaczęła iść w moją stronę, mocno przytupując obcasem przy każdym kroku. Zatrzymała się tuż przede mną i popatrzyła swoimi jasnobłękitnymi tęczówkami prosto w moje oczy.
- Krąży legenda, że osoba, która wypije krew jednorożca, będzie żyć wiecznie. Zdobądź ją dla mnie. Mała podpowiedź dla osoby pochodzącej z Warszawy: jednorożce żyją w lasach.
Wtedy rubin zabłysnął ostrym światłem i zanim zdążyłam zadać sobie w myślach pytanie, skąd Królowa wie, gdzie mieszkam, znalazłam się na błoniach zamku. Leżałam w błocie, a każdy kawałek mojego ciała przypominał bólem o swoim istnieniu.
Mała powtórka z rozrywki, pomyślałam, przypominając sobie sytuację, w której ocknęłam się nieopodal mojej szkoły. Szybko podniosłam się. Musiałam znaleźć Aleksego.  Tak, on mi pomoże. Postaram się, żeby Królowa się o tym nie dowiedziała. Znajdę jednorożca. Wygram walkę z Królową. Zdobędę rubin. I co najważniejsze… uratuję Adama.

***
Tego, co wtedy ujrzałam, nie zapomnę do końca życia.
Wpadłam do domu Aleksego. Obijałam się o ściany wąskiego holu, próbując znaleźć jakąkolwiek żywą duszę. Potrzebowałam pomocy. W duchu liczyłam na to, że Królowa nie dowie się, że to ci ludzie pomagali mi w poznaniu Księstwa Blacktee. Mogłoby im grozić niebezpieczeństwo.
Ach, wciąż nie mogłam uwierzyć, że to nie jest zwykły sen! Chciałabym tak bardzo obudzić się i już nigdy nie wrócić do tej okropnej krainy. Nie umiałam myśleć racjonalnie, kiedy moje życie było zagrożone. Czułam się jak bohaterka pełnego krwi filmu, który kończy się śmiercią wszystkich bohaterów.
Bałam się kolejnego spotkania ze Śmiercią.
Wpadłam do jadalni i zamarłam. Oparłam się o ścianę, z trudem próbując złapać oddech. Chciałam uciec jak najdalej, nie patrząc za siebie, ale przerażenie sprawiło, że nie mogłam się ruszyć.
Na podłodze leżały nieruchome ciała rodziców Aleksego.
---
Wprawdzie krótki, ale nie mam natchnienia ._.
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za to!

20 czerwca 2012

Rozdział VIII

„[...] zazwyczaj widmo śmierci sprawia, że bardziej szanujemy życie” - Paulo Coelho

Choć zegar na wieży stojącej na środku rynku uparcie wskazywał południe, słońce powoli chowało się za horyzontem i niebo zaczynało robić się ciemne. Z niepokojem zerknęłam na Aleksego.
- Wszystko jest w porządku – szepnął do mnie. – Niebiosa zaraz wskażą wybrańca, który będzie mógł złożyć prośbę. Tylko mam uwagę: gdy zostanie już wybrany, nie możesz spojrzeć mu w oczy.
- Czemu? – zapytałam zdziwiona.
- Podobno ten, który ujrzy oblicze wybrańca, spłonie ogniem piekielnym – odparł niechętnie.
- I ty w to wierzysz?
- Wolę nie ryzykować. Lubię moje życie.
Nagle usłyszałam grzmot, który towarzyszy każdej zwykłej burzy. Rozejrzałam się. Wszyscy mieszkańcy Królestwa Blacktee z wytęsknieniem spoglądali na niebo.
Z jednej z kłębiastych chmur wystrzelił bordowy, gruby promień. Wokół niego tańczyły nieposkromione wiązki ognia. Ziemię spowiła całkowita ciemność. Usłyszałam szaleńczy szelest liści drzew i poczułam, jak mocny powiew wiatru rozwiewa moje włosy. Przerażona, wbiłam paznokcie w przedramię Aleksego.
Promień zaczął przypominać z wyglądu małe, czarne tornado. Wpatrywałam się w niego jak zahipnotyzowana, nie mogąc oderwać wzroku.
Niespodziewanie szelest ucichł i wiatr uspokoił się. Usłyszałam niewyobrażalnie głośny huk, jakieś dziecko zaczęło krzyczeć, ktoś gorzko zapłakał z przerażenia.
- Nigdy wcześniej to tak nie wyglądało… - bąknął Aleksy, po czym złapał mocno za ręce dziewczynki.
Ziemia zaczęła drżeć. Straciłam równowagę i upadłam.       
Wtedy wszystko ucichło. Uniosłam głowę i tego, co wtedy ujrzałam, nie zapomnę do końca życia.
Promień.
Czerwony promień zatrzymał się nade mną, zawiewając moje włosy do góry. Zamarłam. Jak jeden mąż wszyscy stojący niedaleko mnie odwrócili wzrok i na wszelki wypadek odsunęli się.
Serce.
Moje serce zaczęło bić jak opętane.       
Zostałam wybrana.
Zostałam wybrana.
Zostałam wybrana.
Zostałam wybrana.
Nie jestem pewna, co działo się później. Ostatnie, co zdążyłam ujrzeć, to że jakiś ubrany na biało mężczyzna zarzuca mi na głowę wór.
Ciemność.

***

Gdy ktoś wreszcie ściągnął wór z mojej głowy, oślepiło mnie intensywne światło. Pierwsze, co przyszło mi do głowy: spotkanie ze Śmiercią. Na samą myśl zakręciło mi się w głowie.
- Zamknij oczy! – usłyszałam rozkazujący mi, męski głos. Pokornie zacisnęłam powieki. Doszło do mnie, że znajdowałam się w tym przeklętym Księstwie Blacktee i że zaraz miałam udać się na spotkanie z Królową, z którego najpewniej nie ujdę z życiem.
Cudownie.
Poczułam, że coś zostało narzucone na moją twarz. Otworzyłam powieki. Był to czarny woal, doszczętnie zakrywający moje oczy i policzki.
- Nikt nie może ujrzeć twojego oblicza – wytłumaczył mi właściciel głosu, który wcześniej usłyszałam – wysoki strażnik z długimi włosami. Jęknęłam w duchu. – Teraz zostaniesz przygotowana na spotkanie z Królową. Selinda odzieje cię w odpowiednią szatę i odpowiednio ozdobić farbami twoją twarz, bo to, jak się teraz prezentujesz… to… to nie jest odpowiednie na spotkanie z kimś tak ważnym. Musisz wyglądać elegancko.
- Ale ona ujrzy moją twarz – bąknęłam, dalej nie rozumiejąc, co się dzieje. – Ta… Selinda.
- Będziesz miała zamknięte oczy – wyjaśnił drugi strażnik o bardzo młodej twarzy, prowadząc mnie do drewnianych, zamkniętych na cztery spusty drzwi.
- A spotkanie z Królową? Wtedy też nie będzie mogła na mnie spojrzeć?
- Będzie mogła. Nie zapominaj, że ona ma kryształ. Kamień. Rubin. Jak zwał, tak zwał. Zdejmie z ciebie zaklęcie krwawego pioruna.
Ciekawe, dzięki czyjej duszy, przeszło mi przez myśl. Przeszedł mnie dreszcz i szybko wyrzuciłam to z głowy.
Któryś ze strażników podszedł do drzwi i mocno zastukał w nie zaciśniętą pięścią. Po chwili zamek zgrzytnął i ujrzałam w drzwiach twarz kobiety o mocno zarysowanych kościach policzkowych i krótko ściętych, czarnych włosach.
- To on? – wyrzuciła z siebie.
- Chciałaś powiedzieć „ona” – odparł trzymający mnie za kark żołnierz, popychając mnie w kierunku Selindy. – Zajmij się nią.
Gdy moja „eskorta” wyszła i zamknęła za sobą z hukiem drzwi, Selinda momentalnie opadła na skórzany, rozpadający się fotel.
- Ściągnij woalkę – rozkazała mi, jednocześnie wyciągając zza pazuchy małą butelkę. Byłam pewna, że to alkohol.
- Nie boisz się, że spłoniesz ogniem piekielnym lub czymś takim?
- Kochanie – zaczęła, chuchając mi prosto w twarz. Poczułam zapach whisky i jednocześnie skrzywiłam się. Kobieta zrobiła przerwę, by wziąć kolejny łyk trunku. – Gdyby tak było, już dawno wąchałabym stokrotki. Od spodu. To wymysł Królowej. By nikt nie wiedział, kim jest wybraniec. By w razie czego móc go zabić. By nie mieć potem kłopotów z poddanymi. No zdejmij wreszcie tę woalkę!
Zsunęłam materiał z twarzy, a światło wpadające przez witrażowe okna, znajdujące się na każdej ze ścian wysokiej komnaty, oślepiło mnie.
- O żesz w mordę… - usłyszałam  głos Selindy. – Twoje oczy… Ty nie pochodzisz stąd, prawda?
- Tak jakoś wyszło. Ale nie powinno cię interesować, co tu robię.
Szczególnie, że sama tego nie wiem, dodałam w myślach.
Selinda jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywała się we mnie z wręcz otwartymi ustami, a ja wymownie spojrzałam na stojący w rogu komnaty zegar. Próbowałam robić wrażenie osoby tajemniczej i nieprzerażonej tym, co ma nastąpić. A to nieszczególnie była prawda.
- Jak myślisz, czy to ty? – wyrwał mnie z zamyślenia głos Selindy.
- Co ja?
- Przepowiednia.
- Jaka do cholery przepowiednia? – wybuchłam. Przerażała mnie tajemniczość i magia, która otaczała Księstwo Blacktee. Karty. Rubin. Królowa. A teraz przepowiednia. To zdecydowanie nie było normalne.
- Przepowiednia… przepowiednia… o… ra-a-tunku… przybysz z o-odległych krain…
- Matko święta, weź się w garść i wyrzuć to z siebie! – teraz role się odwróciły. Selinda ze strachu momentalnie otrzeźwiała, a ja udawałam osobę owianą mroczną tajemnicą, której towarzysząca mi kobieta panicznie się obawiała. Postanowiłam skorzystać z okazji i wycisnąć z Selindy, o czym dokładniej mówi przepowiednia. Nie poznawałam siebie.  Byłam gotowa uciec się do przemocy i szantażu, by przeżyć. Gdzie podziała się Beatrycze, która wręcz rzuciła się na kapitana drużyny futbolowej, by uratować nieznanego jej chłopaka?
Szybko wzięłam leżący na stole  nóż i skierowałam go w kierunku Selindy. Gdzieś w głębi duszy byłam pewna, że muszę poznać treść przepowiedni.Że niewiedza może skończyć się dla mnie źle. Bardzo źle.
- Gadaj – warknęłam. Kobieta skuliła się na fotelu. Kto by pomyślał, że to ona jest osobą dorosłą, a ja z pozoru niewinną szesnastolatką?
- Ja-aa… ja… nie mogę… Królowa nas zabije… obie…
- Co tu się dzieje?! – usłyszałam krzyk zza drzwi. Szybko odrzuciłam nóż w kąt pokoju. Doszło do mnie, że właśnie groziłam kobiecie, która nic mi nie zrobiła. No cóż. Będę martwić się tym później.
Drzwi otworzyły się i ujrzałam twarz młodego strażnika, który czujnym okiem  rozglądał się po całej komnacie. Gdy zauważył, że nie dzieje się tu nic, co powinno zwrócić jego uwagę, wycofał się i zatrzasnął za sobą wrota.
- Ja i tak już jestem martwa – westchnęłam, próbując powstrzymać się wyciągnięciem wszystkich potrzebnych mi informacji z Selindy. – Dokończysz później, a teraz przygotuj mnie na spotkanie z Królową.

***
Stojąc przed drzwiami sali posiedzeń, w której ponoć czekała na mnie Królowa, czułam niepokój. Ba, byłam przerażona. Towarzysząca mi Selinda nerwowo skubała usta.
- O co masz zamiar poprosić? – wydusiła z siebie po dłużącej się chwili milczenia. Pilnujący mnie strażnik popatrzył na nas z zaciekawieniem.
- O rubin.
Selinda popatrzyła na mnie tak, jakbym ogłosiła wszem i wobec, że zamierzam sama skazać się na śmierć przez powieszenie. W sumie… na jedno wychodzi.
- Oszalałaś?! – prawie krzyknęła. Uciszyłam ją gestem dłoni. – Zabije cię – dodała już ciszej.
- Wiem. Ale czy mam inny wybór?
- Tak! Przeżyć i poprosić o coś zbawiennego dla biednej części Blacktee… Zachowujesz się, jakbyś już całkowicie straciła rozum!
Puściłam tą uwagę mimo uszu.
- Królowa lubi ryzyko, gry i oszustwa. Uwielbia patrzeć na czyjeś cierpienie – usłyszałam głos jednego ze strażników. Zdziwiona odwróciłam się w jego stronę. – Poproś o coś, co z pozoru z góry skazane jest na klęskę.
Śmierć… Co ona mówiła?
- Czy ty właśnie najprawdopodobniej uratowałeś mi życie? – zapytałam głosem przepełnionym ulgą, ale też obezwładniającym mnie strachem. Strażnik uśmiechnął się delikatnie.
Wtedy usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi i głos mówiący mi, że przyszła kolej na moją wizytę.
„[...] zazwyczaj widmo śmierci sprawia, że bardziej szanujemy życie” - Paulo Coelho

            Choć zegar na wieży stojącej na środku rynku uparcie wskazywał południe, słońce powoli chowało się za horyzontem i niebo zaczynało robić się ciemne. Z niepokojem zerknęłam na Aleksego.
            - Wszystko jest w porządku – szepnął do mnie. – Niebiosa zaraz wskażą wybrańca, który będzie mógł złożyć prośbę. Tylko mam uwagę: gdy zostanie już wybrany, nie możesz spojrzeć mu w oczy.
            - Czemu? – zapytałam zdziwiona.
            - Podobno ten, który ujrzy oblicze wybrańca, spłonie ogniem piekielnym – odparł niechętnie.
            - I ty w to wierzysz?
            - Wolę nie ryzykować. Lubię moje życie.
            Nagle usłyszałam grzmot, który towarzyszy każdej zwykłej burzy. Rozejrzałam się. Wszyscy mieszkańcy Królestwa Blacktee z wytęsknieniem spoglądali na niebo.
            Z jednej z kłębiastych chmur wystrzelił bordowy, gruby promień. Wokół niego tańczyły nieposkromione wiązki ognia. Ziemię spowiła całkowita ciemność. Usłyszałam szaleńczy szelest liści drzew i poczułam, jak mocny powiew wiatru rozwiewa moje włosy. Przerażona, wbiłam paznokcie w przedramię Aleksego.
            Promień zaczął przypominać z wyglądu małe, czarne tornado. Wpatrywałam się w niego jak zahipnotyzowana, nie mogąc oderwać wzroku.
            Niespodziewanie szelest ucichł i wiatr uspokoił się. Usłyszałam niewyobrażalnie głośny huk, jakieś dziecko zaczęło krzyczeć, ktoś gorzko zapłakał z przerażenia.
            - Nigdy wcześniej to tak nie wyglądało… - bąknął Aleksy, po czym złapał mocno za ręce dziewczynki.
            Ziemia zaczęła drżeć. Straciłam równowagę i upadłam.       
            Wtedy wszystko ucichło. Uniosłam głowę i tego, co wtedy ujrzałam, nie zapomnę do końca życia.
            Promień.
            Czerwony promień zatrzymał się nade mną, zawiewając moje włosy do góry. Zamarłam. Jak jeden mąż wszyscy stojący niedaleko mnie odwrócili wzrok i na wszelki wypadek odsunęli się.
            Serce.
            Moje serce zaczęło bić jak opętane.       
            Zostałam wybrana.
            Zostałam wybrana.
            Zostałam wybrana.
            Zostałam wybrana.
            Nie jestem pewna, co działo się później. Ostatnie, co zdążyłam ujrzeć, to że jakiś ubrany na biało mężczyzna zarzuca mi na głowę wór.
            Ciemność.

***

            Gdy ktoś wreszcie ściągnął wór z mojej głowy, oślepiło mnie intensywne światło. Pierwsze, co przyszło mi do głowy: spotkanie ze Śmiercią. Na samą myśl zakręciło mi się w głowie.
            - Zamknij oczy! – usłyszałam rozkazujący mi, męski głos. Pokornie zacisnęłam powieki. Doszło do mnie, że znajdowałam się w tym przeklętym Księstwie Blacktee i że zaraz miałam udać się na spotkanie z Królową, z którego najpewniej nie ujdę z życiem.
            Cudownie.
            Poczułam, że coś zostało narzucone na moją twarz. Otworzyłam powieki. Był to czarny woal, doszczętnie zakrywający moje oczy i policzki.
            - Nikt nie może ujrzeć twojego oblicza – wytłumaczył mi właściciel głosu, który wcześniej usłyszałam – wysoki strażnik z długimi włosami. Jęknęłam w duchu. – Teraz zostaniesz przygotowana na spotkanie z Królową. Selinda odzieje cię w odpowiednią szatę i odpowiednio ozdobić farbami twoją twarz, bo to, jak się teraz prezentujesz… to… to nie jest odpowiednie na spotkanie z kimś tak ważnym. Musisz wyglądać elegancko.
            - Ale ona ujrzy moją twarz – bąknęłam, dalej nie rozumiejąc, co się dzieje. – Ta… Selinda.
            - Będziesz miała zamknięte oczy – wyjaśnił drugi strażnik o bardzo młodej twarzy, prowadząc mnie do drewnianych, zamkniętych na cztery spusty drzwi.
            - A spotkanie z Królową? Wtedy też nie będzie mogła na mnie spojrzeć?
            - Będzie mogła. Nie zapominaj, że ona ma kryształ. Kamień. Rubin. Jak zwał, tak zwał. Zdejmie z ciebie zaklęcie krwawego pioruna.
            Ciekawe, dzięki czyjej duszy, przeszło mi przez myśl. Przeszedł mnie dreszcz i szybko wyrzuciłam to z głowy.
            Któryś ze strażników podszedł do drzwi i mocno zastukał w nie zaciśniętą pięścią. Po chwili zamek zgrzytnął i ujrzałam w drzwiach twarz kobiety o mocno zarysowanych kościach policzkowych i krótko ściętych, czarnych włosach.
            - To on? – wyrzuciła z siebie.
            - Chciałaś powiedzieć „ona” – odparł trzymający mnie za kark żołnierz, popychając mnie w kierunku Selindy. – Zajmij się nią.
            Gdy moja „eskorta” wyszła i zamknęła za sobą z hukiem drzwi, Selinda momentalnie opadła na skórzany, rozpadający się fotel.
            - Ściągnij woalkę – rozkazała mi, jednocześnie wyciągając zza pazuchy małą butelkę. Byłam pewna, że to alkohol.
            - Nie boisz się, że spłoniesz ogniem piekielnym lub czymś takim?
            - Kochanie – zaczęła, chuchając mi prosto w twarz. Poczułam zapach whisky i jednocześnie skrzywiłam się. Kobieta zrobiła przerwę, by wziąć kolejny łyk trunku. – Gdyby tak było, już dawno wąchałabym stokrotki. Od spodu. To wymysł Królowej. By nikt nie wiedział, kim jest wybraniec. By w razie czego móc go zabić. By nie mieć potem kłopotów z poddanymi. No zdejmij wreszcie tę woalkę!
            Zsunęłam materiał z twarzy, a światło wpadające przez witrażowe okna, znajdujące się na każdej ze ścian wysokiej komnaty, oślepiło mnie.
            -O żesz w mordę… - usłyszałam  głos Selindy. – Twoje oczy… Ty nie pochodzisz stąd, prawda?
            - Tak jakoś wyszło. Ale nie powinno cię interesować, co tu robię.
            Szczególnie, że sama tego nie wiem, dodałam w myślach.
            Selinda jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywała się we mnie z wręcz otwartymi ustami, a ja wymownie spojrzałam na stojący w rogu komnaty zegar. Próbowałam robić wrażenie osoby tajemniczej i nieprzerażonej tym, co ma nastąpić. A to nieszczególnie była prawda.
            - Jak myślisz, czy to ty? – wyrwał mnie z zamyślenia głos Selindy.
            - Co ja?
            - Przepowiednia.
            - Jaka do cholery przepowiednia? – wybuchłam. Przerażała mnie tajemniczość i magia, która otaczała Księstwo Blacktee. Karty. Rubin. Królowa. A teraz przepowiednia. To zdecydowanie nie było normalne.
            - Przepowiednia… przepowiednia… o… ra-a-tunku… przybysz z o-odległych krain…
            - Matko święta, weź się w garść i wyrzuć to z siebie! – teraz role się odwróciły. Selinda ze strachu momentalnie otrzeźwiała, a ja udawałam osobę owianą mroczną tajemnicą, której towarzysząca mi kobieta panicznie się obawiała. Postanowiłam skorzystać z okazji i wycisnąć z Selindy, o czym dokładniej mówi przepowiednia. Nie poznawałam siebie.  Byłam gotowa uciec się do przemocy i szantażu, by przeżyć. Gdzie podziała się Beatrycze, która wręcz rzuciła się na kapitana drużyny futbolowej, by uratować nieznanego jej chłopaka?
            Szybko wzięłam leżący na stole  nóż i skierowałam go w kierunku Selindy. Gdzieś w głębi duszy byłam pewna, że muszę poznać treść przepowiedni.Że niewiedza może skończyć się dla mnie źle. Bardzo źle.
            - Gadaj – warknęłam. Kobieta skuliła się na fotelu. Kto by pomyślał, że to ona jest osobą dorosłą, a ja z pozoru niewinną szesnastolatką?
            - Ja-aa… ja… nie mogę… Królowa nas zabije… obie…
            - Co tu się dzieje?! – usłyszałam krzyk zza drzwi. Szybko odrzuciłam nóż w kąt pokoju. Doszło do mnie, że właśnie groziłam kobiecie, która nic mi nie zrobiła. No cóż. Będę martwić się tym później.
            Drzwi otworzyły się i ujrzałam twarz młodego strażnika, który czujnym okiem  rozglądał się po całej komnacie. Gdy zauważył, że nie dzieje się tu nic, co powinno zwrócić jego uwagę, wycofał się i zatrzasnął za sobą wrota.
            - Ja i tak już jestem martwa – westchnęłam, próbując powstrzymać się wyciągnięciem wszystkich potrzebnych mi informacji z Selindy. – Dokończysz później, a teraz przygotuj mnie na spotkanie z Królową.

***
            Stojąc przed drzwiami sali posiedzeń, w której ponoć czekała na mnie Królowa, czułam niepokój. Ba, byłam przerażona. Towarzysząca mi Selinda nerwowo skubała usta.
            - O co masz zamiar poprosić? – wydusiła z siebie po dłużącej się chwili milczenia. Pilnujący mnie strażnik popatrzył na nas z zaciekawieniem.
            - O rubin.
            Selinda popatrzyła na mnie tak, jakbym ogłosiła wszem i wobec, że zamierzam sama skazać się na śmierć przez powieszenie. W sumie… na jedno wychodzi.
            - Oszalałaś?! – prawie krzyknęła. Uciszyłam ją gestem dłoni. – Zabije cię – dodała już ciszej.
            - Wiem. Ale czy mam inny wybór?
            - Tak! Przeżyć i poprosić o coś zbawiennego dla biednej części Blacktee… Zachowujesz się, jakbyś już całkowicie straciła rozum!
            Puściłam tą uwagę mimo uszu.
            - Królowa lubi ryzyko, gry i oszustwa. Uwielbia patrzeć na czyjeś cierpienie – usłyszałam głos jednego ze strażników. Zdziwiona odwróciłam się w jego stronę. – Poproś o coś, co z pozoru z góry skazane jest na klęskę.
            Śmierć… Co ona mówiła?
            - Czy ty właśnie najprawdopodobniej uratowałeś mi życie? – zapytałam głosem przepełnionym ulgą, ale też obezwładniającym mnie strachem. Strażnik uśmiechnął się delikatnie.
            Wtedy usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi i głos mówiący mi, że przyszła kolej na moją wizytę.
            Nałożyłam woalkę na twarz i weszłam do sali posiedzeń.