Tak, to ja. Odzywam się prawie osiem miesięcy od ostatniego wpisu, te ponad pół roku od poprzedniego zawiązania akcji, rzucenia kolejnych kłód pod nogi bohaterom, aby koniec końców pozostawić sprawy nierozwiązanymi.
Może tak miało być?
Nie będę ciągnąć mojego wywodu w nieskończoność, ubarwiać tego sensownymi (lub tymi mniej) wytłumaczeniami, ani oszukiwać, że będę jeszcze prowadzić tę historię. Wypaliłam się. Euforia spowodowana opisywaniem kolejnych przygód Beatrycze zamieniła się zwykłą, cotygodniową rutyną przypieczętowaną lekkim zadowoleniem, potem w codzienność i wątpliwą przyjemność, aż koniec końców stała się obowiązkiem, z którego nie miałam siły nawet się wywiązać.
Tak, najprawdopodobniej jest to mój ostatni wpis na tym blogu.
Pomyśleć, że jakieś dwa lata temu, kiedy wplatałam beztrosko palce w kupy piasku nad Bałtykiem, w mojej głowie pojawił się obraz. Ciemnowłosa dziewczyna płakała nad swoim grobem. Nie, nie była wampirem, ani duchem, tym bardziej czarownicą czy jakąkolwiek inną istotą nadprzyrodzoną. Minęły tygodnie, zanim odezwała się cicho, a ja poznałam jej imię. Beatrycze Rekojska uśmiechnęła się pierwszy raz w swoim literackim życiu, a ja tchnęłam w nią całą moją wyobraźnię, mój czas, spędzony na niezwykłej zabawie, jaką było kreowanie Księstwa Blacktee, przewijających się przez opowiadanie postaci, wyznaczanie im ścieżek losu, charakteru, planując każdy ich moment od samych urodzin, aż do śmierci, która w większości wypadków miała nadejść nawet na łamach "Błękitnookiej". Jestem sadystką? Być może, chociaż teraz wyżywam się jako Mistrz Gry na forach pbf, gdzie mogę wyładować swoje mordercze zapędy. :D
Przez parę długich miesięcy powstawały szczegóły. Dopieszczałam krainę, konsultowałam się z bliskimi, którzy doradzali mi, co zmienić, udoskonalić, w czym robię błędy, a co wychodzi mi świetnie. W końcu nadszedł maj 2012, dodałam pierwszą notkę i... zabawa trwała gdzieś do grudnia, po czym zamarła, aby na to ostatnie pożegnanie odrodzić się jeszcze dziś.
Oczywiście, że dalej tworzę. Może nawet za dużo, bo, jak wspomniałam, całymi dniami przesiaduję na forach, snując historie moich najnowszych postaci i przeplatając je z dziejami innych.
Nie wiem, czy ktokolwiek jeszcze tu zagląda, żeby sprawdzić, czy opowiadanie żyje, ale... chcę przeprosić. Mogłam dać znać wcześniej, ba, mogłam dokończyć historię, ale sprawy nawarstwiały się, obowiązki internetowe i rzeczywiste również, tak więc wyszło co wyszło.
Dziękuję tym, którzy byli tu ze mną i wspierali mnie od samego początku, a także tym, którzy trafili na moje opowiadanie nieco później. Dziękuję tym, którzy nie szczędzili słów krytyki, bo - przyznaję się bez bicia! - kiedy zabierałam się za to opowiadanie, zupełnie nie umiałam kreować świata za pomocą słów. Od maja styl mojego pisania zmienił się diametralnie, wierzę, że na lepsze. Dzięki temu opowiadaniu poznałam świetnych ludzi, z którymi kontakt utrzymuję do tej pory (albo i nie), dziękuję, kochani.
Przeprosiłam za grzechy, podziękowałam za błogosławieństwa, wypadałoby obiecać poprawę, prawda? Tego akurat nie mogę zrobić. Wierzę, że jeszcze kiedyś udoskonalę tę historię, a Wy przechadzając się po księgarni dostrzeżecie grzbiet z wyrzeźbionymi literami, układającymi się w tytuł "Błękitnooka", a obok rozkwitnie moje nazwisko. A może za paręnaście lat po prostu wspomnicie, że czytaliście wypociny pewnej Frightening, która nawet po roku wstydzi się swoich pierwszych rozdziałów i najchętniej ukryłaby je przed całym światem, tyle, że to zbyt piękna pamiątka, żeby to zrobić.
W głowie pojawia mi się kolejny projekt, chociaż nie wiem, czy kiedykolwiek dojrzycie go w sieci. Jak już mówiłam, nie mogę obiecać nic, skoro nie mam pojęcia, co przyniesie jutro.
I czasem zastanawiam się, kto nabił te 10.000 wyświetleń, haha. I za to też Wam dziękuję, jednocześnie prosząc o wybaczenie tych, którzy jeszcze tu się pojawiają.
Na koniec - wypadałoby pozostawić chyba swoją wizytówkę, prawda? Śmiało piszcie do mnie na gadu-gadu, nie gryzę, obiecuję! 41743790 Codziennie pojawiam się także na forum pbf panem.forumpl.net, gdzie serdecznie zapraszam, a znajdziecie mnie pod nickiem Dominic Terrain.
No to papa, kochani, mam nadzieję, że jeszcze spotkamy się gdzieś w sieci.
PS: Wieki tu nie byłam. Czemu nikt mi nie powiedział, że przez tak długi okres czasu miałam paskudny szablon? :D