„Las
mści się” - Henryk Ibsen
Coś
zaszeleściło. Wzdrygnęłam się. Wyprostowałam się szybko i położyłam zdrową dłoń
na rękojeści floretu. Doskonale wiedziałam, że nawet gdyby to Coś mnie
zaatakowało, to i tak nie umiałabym go skrzywdzić. Czymkolwiek Coś by nie było.
Nasłuchując,
odgarnęłam za ucho spływające na moją twarz włosy. Zmrużyłam oczy, rozglądając
się uważnie dokoła.
Szelest.
Kolejny. Bliższy i głośniejszy.
Niewiele
myśląc, zaczęłam uciekać. Wycofywanie się z pola bitwy to coś, co wszystkie
Beatrycze lubią najbardziej.
Gałęzie
drzew drapały mnie po twarzy, jednak nie zwracałam na to uwagi. Biegłam dalej.
Skupiłam się na własnych krokach. Wtedy zrozumiałam, że Coś mnie goni.
Zatrzymałam się i wyjęłam floret. Odwróciłam się, jednak nikogo ani niczego za
mną nie było. Zlękłam się. Byłam gotowa na ewentualny atak, jednak niewidoczny
wróg to coś, co nie jest zbyt łatwe do pokonania.
Instynkt
samozachowawczy kazał mi uciekać. Tylko dokąd? Zadarłam głowę. Nade mną rosło
wysokie drzewo z wieloma odstającymi na boki gałęziami. Nie zastanawiając się
długo, zaczęłam się na nie wspinać. Wbiłam nogę w dziurę w pniu, po czym podciągnęłam
się na gałęzi. I jeszcze raz. I jeszcze.
Dopiero,
gdy siedząc na wysokiej i grubej gałęzi byłam bezpieczna, poczułam okropny ból
w jednym w nadgarstków. No tak. Był skręcony.
Przypomniałam
sobie, że kiedy byłam jeszcze w cywilizowanym świecie, czytałam gdzieś, że
ludzie w niebezpiecznych sytuacjach nie czują bólu. Wydawało mi się wtedy, że
to coś cudownego. Szkoda, że nie wspomnieli o tym, że potem ból wraca – ze
zdwojoną siłą. Zamknęłam oczy i oparłam tył głowy o wilgotny pień drzewa.
Usłyszałam
głosy. Ludzkie głosy. Wyprostowałam się. Zaczęłam nasłuchiwać. Zbliżały się z
niebezpieczną prędkością. Starałam się pozostać z bezruchu. A przede wszystkim:
nie bać się. Kto wie, jak las spożytkowałby mój strach?
Ktoś
coś krzyknął. Jakby… znajomy, kobiecy głos? Znajomy? Tutaj? Przeraziłam się.
Wtedy
gałąź drzewa jakby ożyła i owinęła się wokół mojej nogi, mocno ją zaciskając.
Pozwoliłam sobie tylko na cichy lęk – na szczęście zagłuszony przez śpiew
nocnych ptaków. Bałam się, a las postanowił najeść się moim strachem. Przeszedł
mnie dreszcz, jednak starałam się to zignorować.
Pomimo
mroku panującego w lesie udało mi się rozpoznać właścicielkę znanego mi głosu.
A przynajmniej jej idealne, jasne i błyszczące włosy, spięte w kucyka.
Zza
krzaków wyłoniła się Alicja i idący za nią orszak kilku mężczyzn.
***
Co
dziewczyna, z którą walczyłam podczas zajęć z szermierki w Warszawie, robiła
tutaj – w Ciemnym Lesie, znajdującym się na skraju Księstwa Blacktee?
Uważnie
śledziłam każdy jej ruch. Kim była? Czy trafiła tu w taki sam sposób jak ja?
-
Pospieszcie się, łajzy – usłyszałam jej przepełniony gniewem głos. – Już raz
nam uciekł, Królowa nie będzie zadowolona! No już!
Wszyscy
otaczający ją mężczyźni upadli na kolana. Zaczęli pocierać dłońmi ziemię.
Spojrzałam na Alicję. Uważnie ich obserwowała, krzyżując na piersi ręce.
-
Szybciej! – ryknęła. Po chwili rozejrzała się, jakby czegoś szukając.
Mnie?
Wtedy
odwróciłam wzrok i ujrzałam, że owijająca moją nogę macka znów stała się
gałęzią. Nagle coś zrozumiałam. Mężczyźni zacierali. Co? Ślady. Ślady czego?
Jednorożca. Abym go nie znalazła, przegrała już w pierwszym zadaniu. Mieli mi
przeszkodzić. Z tego, co zrozumiałam, na polecenie Królowej. Czyli Alicja
miałaby być służącą Królowej…?
Nie.
To nie jest możliwe. Co ona w takim razie robiła w moim świecie? Co ona –
zapewne szlachcianka z Księstwa – robiła na moich zajęciach szermierki?!
Po
dłuższym czasie – gdy Alicja ze swoją drużyną odeszła na tyle daleko, bym była
bezpieczna – zsunęłam się z drzewa. Nadgarstek bolał. Bolał, i to bardzo. Na
tyle, że nie mogłam tak po prostu tego zignorować. Przy każdym, najmniejszym
nawet ruchu, cierpiałam. Czułam okropny ból głowy, nie mogłam się na niczym
skupić. A już na pewno nie na przetrwaniu.
Zaczęłam
powoli iść w kierunku, w którym zapewne udała się Alicja. Musiałam jak
najszybciej zdobyć krew jednorożca i wrócić do zamku. Tak, jeszcze tylko
trochę, a być może uda mi się zwyciężyć.
Jaka
ja byłam wtedy naiwna.
Zatrzymałam
się i zaczęłam nasłuchiwać. Znów usłyszałam Coś. Szelest. Szelest Cosia.
Jakkolwiek nie powinno się tego nazwać, prawie przyprawiło mnie o zawał. Pełna
obaw uniosłam głowę.
Na
gałęzi drzewa siedział rudy kot i uważnie mnie obserwował. Wyciągnęłam floret w
jego stronę, jednak zwierzę nawet nie drgnęło. Po chwili opuściłam broń i
zaśmiałam się gorzko.
-
Tak, genialny pomysł. Grozić floretem kotu – powiedziałam głośno sama do siebie
i odwróciłam się na pięcie. Kot zamruczał. – Czego chcesz? – rzuciłam w jego
stronę. Zwierzę z gracją (nie to co ja wcześniej…) zeskoczyło z drzewa i
zaczęło biec w przeciwnym kierunku niż ten, w którym miałam iść. Mruknęłam coś
pod nosem i odwróciłam się, jednak wtedy usłyszałam bardzo głośne miauknięcie .
-
Cicho, futrzaku! – warknęłam, a kot popatrzył na mnie swoimi mądrymi oczami.
Odwzajemniłam spojrzenie. W pewnym momencie kot zaczął znowu iść. Po chwili
wahania postanowiłam za nim podążyć. Tak, nie ma co się martwić. W najgorszym
wypadku zginę.
***
Było
na tyle ciemno, żebym przestała cokolwiek widzieć.
Na
szczęście ten rudy futrzak zadecydował za mnie i w pewnym momencie zaczął
wspinać się po drzewie. Jakże inteligentnie postanowiłam wziąć z niego przykład
i już po krótkim czasie siedziałam na długiej i grubej gałęzi, szykując się do
snu. Fakt, byłam w niebezpieczeństwie. Zapewne okropnym, śmiertelnym
niebezpieczeństwie. Mimo to nawet w takich chwilach potrzebny jest sen.
Wyjęłam
z torby linę i przywiązałam nią moje nogi do gałęzi. Co jak co, ale nie
uśmiechało mi się spaść z drzewa w nocy i zapewne złamać kręgosłup.
Zamknęłam
oczy.
Obudziło
mnie kłujące w oczy światło. Powoli uniosłam powieki, mając nadzieję, że
znajduję się w bezpiecznej Warszawie bądź przynajmniej w domu Aleksego. Wtedy
poczułam wbijającą się w plecy gałąź drzewa i wszystkie nadzieje zniknęły
równie szybko, jak się pojawiły. Rozejrzałam się. Było jeszcze ciemno, choć z
jednego miejsca emitowała jakaś jakby mistyczna jasność. Spojrzałam w tamtym
kierunku.
Wśród
drzew powoli spacerował śnieżnobiały jednorożec. Zmrużyłam oczy. Nie mogłam
uwierzyć, że już go znalazłam. Po niecałym dniu poszukiwań? Może to jakiś
podstęp?
Chciałam
szybko zejść z drzewa, jednak za późno przypomniałam sobie, że byłam przywiązana
do gałęzi. Skończyło się to tym, że prawie spadłam i zawisłam głową w dół, nie
mogąc nic na to poradzić. Krzyknęłam. Po chwili usłyszałam stukot kopyt
oddalającego się jednorożca. Przeklęłam pod nosem.
Wisiałam
na drzewie i, co gorsza, były marne szanse, żebym szybko z niego zeszła. Z
obawą rozejrzałam się. Jakby Alicja z drużyną była blisko mnie, zapewne nie
martwiliby się już jednorożcem, a tym, w jaki sposób mnie zabić i co zrobić z
moim ciałem.
Spojrzałam
na gałąź, do której były przywiązane moje nogi. Były blisko, a jednak zbyt
daleko. Próbowałam zgiąć się wpół i podciągnąć zdrową ręką. Bezskutecznie.
Omiotłam wzrokiem okolicę. Z drugiej strony, gdyby Alicja była w pobliżu,
raczej rzuciłaby się w pogoń za jednorożcem i… no właśnie, co by z nim zrobiła?
Wolałam nawet nie myśleć, co spotkałoby to biedne zwierzę.
Teraz
albo nigdy. Wyjęłam ostry nóż z plecaka i mocnym szarpnięciem podniosłam głowę.
Wyciągnęłam rękę i szybkimi ruchami zaczęłam przecinać linę. Po pełnej wysiłku
chwili pękła i spadłam, na szczęście prosto w amortyzujące upadek krzaki.
Podniosłam się i otrzepałam.
Już nigdy więcej nie przywiążę samych nóg
do gałęzi.
Dziękuję, że nie przestałaś pisać! Dziękuję, dziękuję! Naprawdę świetnie piszesz i cieszę się, że mogę czytać Twoje opowiadanie dalej :D
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to nie mam zastrzeżeń. Jestem ciekawa co się stanie, a najbardziej chyba czy wróci do niej Aleksy ^.^
Pozdrawiam.
Wiesz co, nie martw się, że nikt nie komentuje albo coś (o ile to ci grozi). Ja na przykład nie komentuje, bo nie chcę zakłócać twojej dobrej passy pisania ;p Pisz i się nie przejmuj tym, co mówią inni ;p
OdpowiedzUsuńPochłonęłam ten rozdział z zapartym tchem. Tak szybko się skończył. Jeśli jeszcze raz przemknie ci przez myśl, żeby przestać pisać, to podejdź do ściany i uderz w nią głową, może ten głupi pomysł wyleci ;) Czekam na ciąg dalszy. Ada
OdpowiedzUsuń