1 czerwca 2012

Rozdział IV

„[...] najlepsi odchodzą. Takie jest życie” - Albert Camus

Kilka miesięcy później

             - Broń się! – zaśmiałam się, próbując zaatakować Adama floretem. Chłopak w ostatniej chwili uchylił się, a ja wiedziałam, że właśnie nadeszła chwila na ruch, dzięki któremu szybko wygram walkę.
            Gdy broń dotknęła barku chłopaka, uśmiechnęłam się z zadowoleniem.
            - Wygrałam – odparłam szybko. Adam, zdyszany, wyglądał, jakby miał ochotę zgnieść mnie wzrokiem.
            - Jeszcze się dziwisz. Ćwiczysz szermierkę od kilku lat, a ja dopiero od pół roku.
            - Dziewięciu. Od dziewięciu lat.
            Adam prychnął.
            - No właśnie to miałam na myśli.
            To był ciepły, kwietniowy wieczór. Na niebie zaczęły pojawiać się już pierwsze gwiazdy, jednak ja cierpliwie spędzałam dzień na hali i ćwiczyłam z Adamem szermierkę.
            - Wiesz, że szermierka niewiele ci się przyda, jeśli znowu cię zaatakują? – rzuciłam.
            - Ale pomogła mi zdobyć zwinność i refleks – odpowiedział chłopak po chwili wahania.
            To była prawda. Gdyby porównać zagubionego Adama sprzed kilku miesięcy do tego, co teraz stoi koło mnie, ktoś mógłby dojść do wniosku, że są to dwie zupełnie inne osoby. Przede wszystkim Adam zrzucił z siebie otoczkę nieśmiałości i pokory. Sprawiał wrażenie niedającego sobą pomiatać.
            Sprawiał wrażenie.
            Doskonale wiedziałam, że pomimo jego zapewnień, że „teraz poradzi sobie w każdej sytuacji”, najpewniej dalej będzie potrzebował mnie w roli obrońcy. Dlatego praktycznie nie odstępowałam go na krok. Jego nowo zdobyta „odwaga” mogła być tak samo zgubna jak doza nieśmiałości.
            - Może już chodźmy? – głos Adama wyrwał mnie z zamyślenia. Pokiwałam głową. Podniosłam leżącą koło ławki sportową torbę i wyszliśmy z sali.
            - Najchętniej bym o tym nie mówił, ale wiesz, za dwa dni…
            - Wiem. Nie musisz mi przypominać – odparłam cicho, krzyżując ręce na piersi. – Nie poradzę sobie. No bo… przecież od tego zależy moja przyszłość.
            - Nie tylko twoja. Nie zapominaj, że ja też muszę to napisać.
            Westchnęłam.
            - Poradzisz sobie – kontynuował. – Jak nie ty masz otrzymać maksymalną liczbę punktów to kto ma to osiągnąć?
            - Ktokolwiek, kto się przygotowywał. Ech… Głupie testy. Głupi wybór liceum. Możemy porozmawiać o czymś innym? Staram się uspokoić i o nich zapomnieć. Przynajmniej na dwa dni.
            Adam pokiwał delikatnie głową.
            Skręciliśmy w wąską, ciemną uliczkę. Wzdłuż niej wybudowane zostały wysokie, szare bloki z poobdzieranymi ścianami. Gdzieniegdzie na murach ktoś napisał kontrowersyjne zdanie czy narysował ohydny rysunek. Starałam się nie zwracać na to uwagi. W pewnym momencie jednak usłyszałam czyjś niski, ochrypnięty głos.
            - Co takie śliczne i czyste dzieciaki robią w naszej dzielnicy?
            Odwróciłam głowę i ujrzałam opartego o mur mężczyznę, trzymającego w ustach zapalonego papierosa. Podniósł leżącą na ziemi szklaną butelkę i wyciągnął rękę w naszym kierunku.
            - Czy… chcą może… państwo… - zaczął, ale ja szybko odwróciłam się w stronę Adama.
            - Chodźmy stąd – szepnęłam mu do ucha, po czym pociągnęłam za rękę w stronę bezpieczniejszego miejsca.
            - To była jedyna krótka droga – powiedział Adam po chwili.
            - Wiem. Pójdziemy naokoło.  Nie chcę przechodzić przez ulicę pełną pijaków i obłąkańców.
            - Triks, obejście całego miasta zajmie nam w najlepszym wypadku dwie godziny.
            Westchnęłam, po czym zagryzłam wargę.
            - Pojedziemy autobusem? – zaczęłam. Ujrzałam, że Adam chce coś powiedzieć, jednak wyprzedziłam go. – Nie mamy pieniędzy, ale co z tego? Nigdy nie jechałeś bez biletu?
            - Rzeczywiście, bo bilety są po to, żeby ich nie kupować – bąknął z ironią chłopak, ale po chwili przystał na moją propozycję.
            Już po dziesięciu minutach weszliśmy do autobusu.
            Kątem oka zauważyłam, że Adam jest bardzo spięty i ostrożny. Złapałam go za ramię i pociągnęłam w kierunku dwóch wolnych, znajdujących się obok siebie siedzeń. Opadłam na fotel i westchnęłam.
            - A co, jak nas złapią?
            - Nie złapią – zaśmiałam się cicho. – Uwierz, robiłam to już nie raz.
            Adam popatrzył na mnie niepewnie.
            Odwróciłam głowę i oparłam czoło o szybę. Próbowałam skupić się na obrazach przemykających za oknem. Kolorowe budynki przesuwały się w zawrotnym tempie. Gdy tylko chciałam się któremuś przyjrzeć, ten zostawał daleko w tyle, zanim zdążyłam się zorientować.
            Zamknęłam oczy. Próbowałam wsłuchać się w rytm swojego serca. Uspokoić.
            Tak, cały czas mogłam myśleć tylko o jednym – zbliżającym się egzaminie. Przerażał mnie fakt, że może od niego zależeć całe moje życie. Bo przecież jeśli nie dostanę się do dobrego liceum, to nie ma nawet mowy o wymarzonych studiach.
            Wbrew temu, co sądzi moja rodzina i trenerka, nie wiązałam mojej przyszłości z szermierką. Oczywiście, kochałam to robić i można było mnie uznać za najlepszą zawodniczkę w klubie, ale odkąd pamiętam marzyłam o czymś zupełnie innym.
            Z rozmyślań wyrwało mnie uczucie, że coś uderza w autobus. Nie miałam nawet czasu zastanowić się, co się stało. Kierowca wjechał w ścianę? Ciężarówkę?
Zrzuciło mnie z fotela. Mocno uderzyłam głową w okno. Szyba rozprysła się na małe kawałki. Ciepłe strużki krwi zaczęły ciec po mojej twarzy. Poczułam niewyobrażalny ból.
            A potem była tylko ciemność.

9 komentarzy:

  1. O boże. Ciekawa jestem, co się stało.. Czekam na następny. ^^ Jakbyś mogła to wyłącz weryfikację obrazkową..

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedno słowo ciśnie mi się na usta do opisania tego rozdziału - świetny !
    Piszesz tak że chcę mi się czytać i czytać. Twój blog bardzo mi się spodobał bo w porównaniu do innych opowiadań nie piszesz głupiej paplaniny bez sensu tylko ciekawe rozdział które są genialne.
    Dziękuje za komentarz u mnie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubię czytać opowiadań, ale już czuję, że będę tu zaglądać bardzo często. ;)
    świetny blog ♥

    zapraszam do mnie : http://jejwyimaginowanyswiat.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. świetnie piszesz ;)
    i tło tego bloga też jest fajne, nie razi w oczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejny cudowny rozdział, noo :3
    Zapraszam do mnie na pierwszy rozdział nowego opowiadania, bo tamto mi nie pasowało. Mam nadzieję, że to Ci się spodoba
    http://dziecinocy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej, jak ja nienawidzę takiego zakończenia 'ciąg-dalszy-nastąpi'. Nie lubię nie wiedzieć, co dalej! xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Szczerze to ja nie wiem istnieje głupi przesąd, że jak ktoś nie pójdzie do dobrego liceum, to na wymarzone się nie dostanie. Ja uważam, że dobre liceum też nie gwarantuje, że się w tym liceum utrzymasz i za rok nie będziesz musiała zmienić szkoły. A jak ktoś będzie się chciał uczyć to i w liceum na tak zwanej pipidówce będzie się uczył i dostanie się na przyzwoite studia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Beatrycze jest typową nastolatką i w takowe rzeczy wierzy. Zresztą kto w tym wieku nie martwi się o swoją przyszłość?

      Usuń

Zgadniesz? Nie. Nie łudź się. Zagadka pozostanie nierozwiązana.