"To jest prawdziwa przyjaźń
- osłaniać innych nawet kosztem siebie" - Stefan Wyszyński
Następnego dnia w szkole przez całą matematykę błądziłam myślami.
Zastanawiałam się przede wszystkim, dlaczego Adam stał się takim kozłem
ofiarnym. I czemu tak niechętnie opowiadał o sobie.
- O czym myślisz? – usłyszałam cichy głos nad moim uchem. Odwróciłam głowę
i spojrzałam na Różę - dziewczynę, z którą od początku gimnazjum dzieliłam
ławkę. Była dość… kontrowersyjną osobą.
Na każdym kroku szokowała: to swoim wyglądem, to zachowaniem. Prawie co tydzień
zmieniała fryzurę – ostatnio przyciągała spojrzenia krótko ściętymi, zielonymi
włosami.
- Ja? O niczym.
- O czymś musisz myśleć. Inaczej nie robiłabyś takiej miny… Zaraz, czy ty
myślisz o jakimś chłopaku? – oskarżyła mnie. Popatrzyłam na nią ze zdziwieniem.
- Nie… znaczy tak. Ale nie w ten sposób – Róża uniosła z niedowierzaniem
brwi. Parsknęłam cicho śmiechem. Spotkałam się
z uciszającym wzrokiem nauczycielki, ale nie miałam zamiaru się tym
przejąć. – Naprawdę – dodałam.
Róża jeszcze przez chwilę mierzyła mnie wzrokiem, po czym uśmiechnęła się z
satysfakcją.
- I słusznie. Faceci to świnie.
- Rekojska! – usłyszałam pełen złości krzyk. Podniosłam głowę. Nade mną
stała matematyczka. Nie wyglądała na zadowoloną. – Skoro jesteś taka gadatliwa,
to opowiedz nam coś o wielomianach.
Westchnęłam głęboko. Odsunęłam krzesło i wstałam. Czekała mnie ciężka
walka.
***
Po zakończeniu lekcji szybko wyszłam z klasy. Myślałam tylko o tym, co
zrobić, żeby zatuszować przed światem niesprawiedliwie otrzymaną ocenę. No cóż,
może i na nią zasłużyłam, ale byłam gotowa wmawiać sobie wszystko, by tylko się
usprawiedliwić.
Nagle poczułam, jak ktoś z impetem uderza o moje ramię. Obróciłam się,
gotowa wykrzyknąć tej osobie prosto w twarz, żeby uważała. Jednak powstrzymałam
się, widząc, z kim mam do czynienia.
Patrzył na mnie chłodem swoich szarych oczu chłopak, który zaledwie dzień
wcześniej, jakby to grzecznie określić – dał mi nieźle popalić.
- Co, kotku, oczko napuchło? – zapytał szyderczym głosem.
- Nie jestem kotkiem – wyszeptałam ze złością w głosie. – A zresztą, nie
wiem czy pomyślałeś, ale mogę wyśpiewać wszystko policji.
- Tylko kto obroni wtedy twojego gejowskiego przyjaciela? – odpowiedział z
szyderczym uśmiechem futbolista.
„Gejowskiego”. A więc o to chodzi?
Jestem wybuchowa. Wiem o tym. Ale i tym razem nie mogłam się powstrzymać.
Moja pięść znów zaliczyła bliskie spotkanie z nosem tego chłopaka.
***
Wsłuchałam się w miarowy stukot palców o blat biurka. Westchnęłam głęboko.
Położyłam palec wskazujący na krawędzi stołu i przesuwałam go w lewo, aż
zatrzymał się na stojącej, białej tabliczce z napisem: „Dyrektor”.
- O co poszło? – zapytał mężczyzna. – Pierwszy raz widzę, żeby taka drobna
dziewczyna zadzierała z futbolistą… A może cię zdradził?
Parsknęłam śmiechem. Chłopak wyglądał, jakby chciał zgnieść mnie wzrokiem.
- Przepraszam – burknęłam. – Po prostu… nie wyobrażam sobie, żebym mogła z
nim chodzić. Nawet nie wiem, jak na imię.
- Kamil – przedstawił mi się chłopak. Puściłam to mimo uszu.
- Mogę już iść? Jestem spóźniona na trening… - kontynuowałam, podnosząc się
z krzesła.
- Siadaj – rozkazał mi dyrektor. Teatralnie przewróciłam oczami i opadłam z
powrotem na skórzany fotel.
- Co się w końcu tak naprawdę wydarzyło? – zapytał zmęczony tą rozmową
dyrektor.
- Eee… - bąknęłam. Spotkałam się ze wzrokiem Kamila mówiącym coś w stylu:
„Nie próbuj nawet powiedzieć prawdy”. Przełknęłam ślinę. – Był, eee… chłopakiem
mojej przyjaciółki i na moich oczach ją zdradził…?
Po chwili doszło do mnie, że to, co powiedziałam, było całkiem bez sensu.
Po pierwsze, nie mogę szczycić się sympatią wielu osób i tylko jedną osobę mogę
nazwać przyjaciółką. Po drugie: owa dziewczyna – Róża – deklarowała, że z nikim
się stale nie zwiąże, a jej ulubionym powiedzeniem (często wykrzykiwanym na
korytarzu podczas przerw) jest „facet to świnia”. W głębi ducha miałam nadzieję, że dyrektor
nigdy tego nie słyszał. Zaczęłam nerwowo skubać usta.
Po wyjściu z gabinetu szybko wyszłam ze szkoły. Poczułam na policzkach
intensywny powiew wiatru, który szarpał moje ciemne włosy. Zmrużyłam oczy.
Poprawiłam torbę zwisającą z ramienia i ruszyłam w stronę hali, na której miał
zaraz zacząć się mój dzisiejszy trening.
Weszłam do budynku i skierowałam się prosto do szatni. Usiadłam na ławce i
powolnym ruchem ściągnęłam buty, po czym przebrałam się w strój do szermierki.
Zdecydowanym krokiem weszłam do sali, gdzie razem z kilkoma innymi osobami
czekała na mnie trenerka.
- Znowu spóźnienie? – zapytała się, krzyżując ręce na piersi.
- Zatrzymały mnie… problemy w szkole.
Dwie siedzące na ławce dziewczyny wybuchły niepohamowanym śmiechem. Jedną z
nich, niezwykle ładną blondynkę o długich włosach spiętych w koński ogon,
widziałam pierwszy raz na oczy. Mierzyła mnie wzrokiem. Odwróciłam głowę,
starając się na to nie zwracać uwagi.
- No dobra, zaczynamy – klasnęła w dłonie trenerka. Podeszłam do stojaka i
wyjęłam z niego mój floret. Przyjrzałam się mu, po czym dość szybkim krokiem
podeszłam na środek sali.
- Ominęła cię rozgrzewka, ale dasz radę – powiedziała do mnie trenerka.
Spojrzała na mnie z uwagą. – Sprawdź tą nową, Alicję. Doszła z innego klubu,
zobaczymy, na co ją stać.
Pokiwałam głowę. Trenerka przywołała gestem dłoni dziewczynę. Podeszła z
nienaturalną elegancją i wdziękiem.
Przyjęłam pozycję i popatrzyłam wyczekująco na Alicję. Zmrużyła oczy i
niespodziewanie zaatakowała. W ostatniej chwili zrobiłam unik, a nasze florety
skrzyżowały się. Dziewczyna schyliła się, próbując wcelować w mój lewy bok.
Już po chwili wiedziałam, że to ona dyktowała w tej walce warunki.
Próbowałam blokować jej ataki. Robiłam uniki. Jednak nie mogłam zrozumieć
jednego: po co zmarnowałam tyle lat nauki, skoro jakaś nowicjuszka miała mnie
pokonać?!
Alicja zamachnęła się i jej floret znalazł się tuż przy mojej głowie. Gdy
szybko się odsunęłam, przeklęła głośno, a po hali rozszedł się szmer cichych rozmów.
To była moja ostatnia szansa. Zakręciłam się wokół własnej osi i dotknęłam
bronią ramienia dziewczyny.
Trenerka powoli zaklaskała. Spojrzałam na Alicję. Dziewczyna powtarzała
bezgłośnie jakieś słowa, a z jej oczu
strzelały pioruny.
- A więc to ty, Beatrycze – syknęła na tyle cicho, aby nikt oprócz mnie
tego nie usłyszał. Z kpiną podkreśliła moje imię. – Strzeż się.
Popatrzyłam na nią nic nierozumiejącym wzrokiem, jednak ta tylko odwróciła
się na pięcie i podeszła do trenerki.
Zeszłam ze środka sali. Usiadłam na podłodze, opierając się o ścianę.
Zamknęłam oczy i wzięłam głęboko oddech. Gdy uniosłam już powieki, zauważyłam,
że koło mnie siedzą Bartek z Basią – dwójka rok starszych ode mnie bliźniaków.
- Dobra jest – powiedziała Basia, przerywając ciszę. Popatrzyłam na nią,
unosząc brwi z politowaniem.
- Dobra? Gdyby była dobra, to nie nabrałaby się na moją starą jak świat
sztuczkę i wygrałaby walkę. Na zawodach przegrałaby z kretesem. Słyszysz? Z
KRETESEM. Tam wszyscy kręcą.
- Ale gdyby nie twoje oszustwo, wygrałaby – zauważył Bartek.
- Oszustwo? – oburzyłam się.
Chłopak pokiwał głową.
- No tak, w końcu nie każdy musi znać twoje „magiczne sztuczki
szermierskie”.
Podniosłam rękę i złapałam butelkę, która leżała wcześniej na kaloryferze. Odkręciłam
zakrętkę, po czym przyłożyłam gwint do ust.
Jesteś leworęczna? – zapytał się ze
zdziwieniem Bartek. Pokręciłam głową. – Odkręcasz butelki lewą ręką. Normalni
ludzie używają do tego prawej – dokończył.
Wzięłam łyk, po czym odstawiłam wodę.
- Czyżbyś coś mi sugerował? – zaśmiałam się. – Co miałeś na myśli mówiąc
„normalni”?
- Miał na myśli to, że należysz raczej do… hm… szalonej części ludzkości –
odpowiedziała z uśmiechem Basia. – Nieprawdaż, Bartku?
Chłopak widocznie się zmieszał, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Dobra, teraz moja kolej. Idę zmiażdżyć tą całą Alicję – odparła po chwili
milczenia Basia. – Bawcie się dobrze – rzuciła ironicznie na odchodne.
- Ładna jest – bąknął po jakimś czasie Bartek.
- Co? – rzuciłam bezczelnie. Cała ja.
- No, ta nowa. Alicja.
- Tego to się po tobie nie spodziewałam. Chcesz się z nią zadawać? Z nią? A
czemu nie z Magdą? Miła, przyzwoicie
wygląda…
- Jak zwykle. Prawie cię pokonała, więc zaszufladkowałaś ją jako osobę
podłą i wroga. Czy ty się nigdy nie opanujesz? – powiedział bez złośliwości
Bartek.
Zagryzłam wargę. Nieszczególnie chciałam mówić mu o tym, że ta Alicja… coś
mi w niej nie pasowało. Znaczy, nie wierzę w „magiczne przeczucia” ani nic z
tych rzeczy, ale tym razem coś się we mnie odezwało. Intuicja? Szósty zmysł?
Westchnęłam.
- Co jest? – zapytał Bartek.
- Nic, nic – burknęłam. – Już raczej nie będę z nikim walczyć. Nie mam siły
ani ochoty. Czas już na mnie. Do jutra.
Marzyłam tylko o jednym – wrócić do domu i spokojnie przemyśleć dzisiejszy
dzień.
-----
Ps: Moje motto na dziś - "Dobry kebab nie jest zły!". Bleee. Nie lubię kebabów.
Rozdział fajny i ciekawy. Yyy... Nie wiem, co bym mogła jeszcze napisać... :)
OdpowiedzUsuńPS - Też nie lubię kebabów ^.^
Jak można nie lubić kebabów? X
OdpowiedzUsuńBardzo miło mi się czyta twoje opowiadanie, powiem szczerze :3
Czekam na nexta, bo prolog mnie zaintrygował ;p
jeśli masz chwilkę to wpadnij do mnie, też piszę swoje opowiadanie. może Ci się spodoba ;) Oh i jeśli byś mogła to daj znać kiedy będzie kolejny rozdział. będzie mi bardzo miło :D
http://dziecinocy.blogspot.com/
hehe,fajne opowiadania,i ciekawe,lubię czytać tak jak tworzyć coś swojego,ale jak narazie tego nie wpuszczam w net,tylko dla osobistego użytku . :D hehe . xD
OdpowiedzUsuńPodoba mi się u ciebie,i na pewno wpadnę tutaj jeszcze nie raz. xD
I zapraszam do mnie : http://worldseenmyeyes.blogspot.com/
Fajne rodziały . Zapraszm do mnie + OBSERWUJĘ .! http://odbiciewblekitnychoczach.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńCiekawe opowiadanie, fajnie piszesz. Super się czyta.
OdpowiedzUsuń+ dziękuję za komentarze na moim blogu. :)
Super się to czyta. ;) Piękne rozdziały, przeczytałam. ;d Zapraszam do mnie, na bloga z opowiadaniami : life-painted-pencil.blogspot.com i na normalnego bloga my-passionate-world.blogspot.com. ;)
OdpowiedzUsuńTypowa nastolatka i typowe problemy tylko nadal nie kminię jak to ma się do prologu, ale może dojdę :p
OdpowiedzUsuń