„Nikt nie ma
większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”
Wybiegłam przed
dom. Opadłam na ziemię i oparłam się o pierwsze lepsze drzewo. Nie, to
niemożliwe. To wszystko była moja wina. Kolejni ludzie oddali życie tylko
przeze mnie i moją głupotę. Nie mogłam zebrać myśli. Drżałam. Chciałam
zapomnieć, jednak w chwili, gdy zaciskałam powieki, przed oczami stawał mi
obraz leżących bez życia rodziców Aleksa i dziewczynek.
Chciałam
zapłakać. Znowu. To było zdecydowanie za dużo. Potrzebowałam kogoś, kto
przejąłby ciężar z moich barek – kogoś takiego, kto powiedziałby „nie martw
się, ja się tym zajmę”. Jednak nie mogłam pozwolić, by ktokolwiek znów narażał za mnie życie. Musiałam poradzić sobie z
tym sama.
Dopiero patrząc
na to z perspektywy czasu zauważam, jak bardzo się zmieniłam.
Minęło wiele
minut (może nawet godzin?) zanim znalazłam na tyle siły, by podnieść się i
pomyśleć racjonalnie. Krew zdążyła się przelać. Teraz trzeba było zadbać o to,
żeby nie pojawiły się kolejne ofiary. Nie umiałam myśleć o tym w ten sposób.
Nie chciałam. Nagle zrozumiałam, że życie jest tak cholernie wielkim darem.
Który właśnie komuś odebrałam. Miałam ochotę umrzeć.
Szybkim krokiem
wpadłam do domu Aleksego, starając się nawet nie zerkać w kierunku jadalni.
Weszłam do sypialni i od razu podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej wyglądające na
wygodne, nierzucające się w oczy ubrania.
Od razu po
przebraniu się skierowałam się do drzwi wejściowych. Nie mogłam dłużej
przebywać w tym domu. Nie ze świadomością, że w jadalni leżą dwie osoby, które
praktycznie zamordowałam.
O Boże, co ja zrobiłam…
***
Doskonale
zdawałam sobie sprawę, że błękitnooka dziewczyna, stojąca na środku rynku w
Księstwie Blacktee zapewne wyglądała dość podejrzanie. Nie mogłam jednak udać
się do lasu, który zapewne był dość niebezpieczny (Królowa pewnie inaczej by
mnie tam nie wysłała…), bez zaopatrzenia się w broń ani pożywienie. Nie będę
ukrywać, że od dłuższego czasu czekałam na okazję, która pozwoliłaby mi zabrać
floret stojącego tuż przede mną mężczyzny.
W końcu, gdy
kufel piwa stojący przed nim na stole całkowicie przykuł jego uwagę , ruszyłam.
Jedną ręką ułożyłam moje włosy tak, by przykrywały całą twarz.
Na pierwszy
rzut oka byłam zwykłą dziewczyną, spokojnie przechadzającą się po rynku
Księstwa. Dopiero uważny obserwator zauważyłby, że poruszałam się niezwykle
ostrożnie , z rozwagą stawiając każdy krok, a moje oczy uważnie lustrowały
okolicę.
Nagle zza
któregoś zakrętu wyjechał konny patrol. Ubrani w czarne zbroje strażnicy
spokojnie rozglądali się dokoła, zapewne pilnując, czy żaden – jak to określa
„lepsza” część królestwa – plebejusz nie postanowił się zbuntować. Jak było w
rzeczywistości – tego nie wiedziałam. Może to Królowa nasłała na mnie pościg?
Chciała mnie wykończyć, zanim stanę się niebezpiecznym wrogiem? Zaśmiałam się w
myśli. Ja? Niebezpiecznym? Jednak z jakiegoś powodu nie zostałam zamordowana od
razu. Czyżby Królowa mnie do czegoś potrzebowała? Zaczęła się gra. Wszystkie
dotychczasowe zasady przestały się liczyć.
Po dłuższej
chwili powolnym krokiem podeszłam do krzesła odurzonego alkoholem mężczyzny.
Stanęłam tak, by przysłonić ciałem to, co robią moje ręce. Nie uśmiechało mi
się zostanie przyłapaną przez strażników na kradzieży jeszcze zanim ta cholerna
rozgrywka nie zdążyła się jeszcze porządnie zacząć. Powolnym ruchem
bezszelestnie wyjęłam sztylet z pochwy bezwładnie zwisającej przy pasie
mężczyzny. Na szczęście był na tyle pijany, żeby tego nie zauważyć.
Co innego
strażnicy.
Jeden z nich
coś niezrozumiale krzyknął. Odwróciłam głowę w stronę źródła dźwięku. Mężczyzna
wskazywał na mnie palcem, a pozostała część patroli uważnie mnie obserwowała i
poganiała konie, by ruszyły.
Cudownie.
Niewiele
myśląc, rzuciłam się do ucieczki. Niefortunnie mocno uderzyłam nogą o stół i
właściciel skradzionego przeze mnie miecza momentalnie wytrzeźwiał, obrzucając
mnie pełnym wyrzutów spojrzeniem. Gdy zorientował się, co się stało, podniósł
się z krzesła i zaczął biec w moją stronę. Przyspieszyłam. Usłyszałam parskanie
koni. Pościg wyruszył. Dogonią mnie. Czym karali w średniowieczu za kradzież?
Ucięciem ręki? Dybami? Żadna z tych propozycji nie wydawała się zbyt
zachęcająca. Starałam się miarowo oddychać.
Poczułam
oszałamiający ból w ręce. Krzyknęłam. Dopiero po chwili doszło do mnie, że ktoś
musiał we mnie rzucić czymś twardym, ciężkim i ostrym. Kamieniem? Nie miałam
czasu się zastanawiać. Zignorowałam okropny ból i wbiegłam w boczną uliczkę. Na
szczęście na tyle wąską, żeby konie nie mogły na nią wjechać. Podziękowałam w
duchu wszystkim mocom rządzącym tym światem. Może jednak ucieknę.
Nagle poczułam,
że ktoś łapie mnie mocno za ramiona. Jednocześnie usłyszałam stukot kopyt
zbliżających się koni. Chciałam krzyknąć. Wtedy ktoś zatkał moje usta dłonią.
- Cicho –
usłyszałam znajomy głos. – Jesteś tu jeden dzień i już zostałaś złodziejką, ale
nie musisz dać się aresztować.
***
Pół godziny
później siedziałam na podłodze w piwnicy znajdującej się w opuszczonej
kamienicy, wpatrując się w Aleksego.
- Nie
powinieneś mnie widzieć. I nie powinna byłam ci powiedzieć o zadaniach. Królowa
cię zabije – powiedziałam. Mężczyzna zamknął oczy, po czym spojrzał prosto na
mnie. – Aleksy, twoi rodzice…
- Wiem – odparł
bez jakichkolwiek emocji.
- Przepraszam –
wyszeptałam. Do moich oczu zaczęły napływać łzy. – To… to wszystko moja wina.
Gdyby nie ja, twoi rodzice by żyli i wszystko byłoby w porządku…
- Nie, gdyby
nie ty, to nic nie byłoby w porządku. Przynajmniej lud ma szansę na odzyskanie
rubinu. Gdy wygrasz grę, wszystko będzie jak za dawnych czasów.
- Problem jest
w tym, że jej nie wygram.
- Beatrycze –
odparł Aleksy. – Jesteś naszą ostatnią szansą. Musisz to wygrać. W innym
wypadku najprawdopodobniej wszyscy zginiemy.
Usłyszałam
jakieś krzyki. Pościg. Strażnicy najwidoczniej byli za moim tropie.
- Jakie jest
pierwsze zadanie? – zapytał Aleksy. Nerwowo spojrzałam w kierunku drzwi. – Nie
bój się, tu nas nie znajdą.
- Las. Muszę
znaleźć jednorożca.
- To nie będzie
łatwe. Słyszałaś coś kiedyś o Ciemnym Lesie?
Pokręciłam
głową.
- To nie jest
zwykły las – kontynuował Aleksy. – Praktycznie rzecz biorąc nic, co zostało
stworzone przez Królową, nie jest zwykłe.
Łomoty ucichły.
Patrol odszedł. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na Aleksego.
- „Nie jest
zwykły”? To znaczy?
- Jest
wypełniony siłą rubinu. W nim jego moc jest zwielokrotniona. Mówiąc prościej:
las żywi się twoim strachem.
- W takim razie
będę dla niego znakomitym przekąską – odparłam przepełnionym ironią głosem.
Nagle spoważniałam. – Boję się. Boję się o moje życie. Boję się Królowej i
tego, na jakie męki mnie skaże. Boję się Śmierci. Boję się o was wszystkich,
którzy narażacie swoje życie za mnie… - zaśmiałam się gorzko. – A teraz muszę
iść do lasu, który będzie się żywił się strachem, przepełniającym mnie od
palców u nóg do czubka głowy, nie mając nic do jedzenia i umiejąc tylko walczyć
floretem. Jak mnie znalazłeś? – dodałam po chwili ciszy.
- To było dość
proste - Aleksy spuścił na chwilę wzrok,
po czym znów zerknął mi w oczy. – Tam, gdzie są straże, musi być wróg Królowej.
A póki co ty jesteś największym.
Westchnęłam.
- Gdzie są
dziewczynki? – zapytałam.
- W bezpiecznym
miejscu. Mam zamiar kupić za nasze… rodzinne… oszczędności… łódź. Nie wierzę,
że oni nie żyją.
O Boże, o Boże,
o Boże. Zamordowałam jego rodziców. Przeze mnie Aleksy cierpi. Przeze mnie musi
się stąd wynieść. Przeze mnie dziewczynki są sierotami. Przeżyją, jak los się
do nich uśmiechnie. Z każdą chwilą coraz bardziej uświadamiałam sobie, że byłam
morderczynią.
O Boże.
- Wypłyniemy do
Wielkiej Minney. Tam Królowa nas nie znajdzie. To wyspa leżąca na północ od
Księstwa – wyjaśnił.
Czyli jest
jakieś inne miasto w tej przeklętej rzeczywistości?
- Mmmm… -
mruknęłam, próbując podtrzymać rozmowę. Nie chciałam, żeby Aleksy już
odchodził. To by oznaczało, że miałam zostać sama. Bez jakiejkolwiek pomocy.
- Beatrycze,
muszę już iść – odparł, spełniając moje najgorsze obawy. Wstał. Chciałam
krzyknąć, by mnie nie opuszczał, ale ostatecznie zagryzłam tylko wargę i
pokiwałam głową, jednocześnie powstrzymując napływające do oczu łzy. Tu nie
chodziło tylko o mnie. Liczyło się przede wszystkim bezpieczeństwo Aleksego i
dziewczynek. Tak, to jedyne dobre rozwiązanie. Muszą uciekać. Nie mogłam… po
prostu nie mogłam dopuścić do tego, żeby kolejne bliskie mi osoby narażały za
mnie życie.
- Tak, idź już.
Aleksy podszedł
do okna. Wskoczył na stojącą przy ścianie ławkę, po czym usiadł na parapecie.
Nagle odwrócił się w moją stronę.
- Po jedzenie
udaj się do Sir Carolna i powołaj się na mnie. To miły staruszek, chętnie ci
pomoże.
- Idź już –
pogoniłam go. – Powodzenia, dotrzyjcie bezpiecznie na miejsce.
- Nie,
Beatrycze. To tobie przyda się „powodzenie”. Przeżyj.
Chwilę po tym
wyskoczył przez okno i zniknął w ciemnościach, które zaczęły okrywać Księstwo
Blacktee.
***
Stałam na
skraju Ciemnego Lasu. Stałam na skraju Ciemnego Lasu, a wiatr zawiewał moje
włosy. Stałam na skraju Ciemnego Lasu, a wiatr zawiewał moje włosy,
przypominając mi o tym, że za chwilę mogę umrzeć.
Spojrzałam na
nadgarstek, którą kilka godzin wcześniej obandażowałam kawałkiem materiału.
Chyba był skręcony. Przez cholerny kamień, którym ktoś we mnie rzucił podczas
ucieczki. Jęknęłam. Każdy ruch ręką wywoływał okropny ból. Jednak nie mogłam
powiedzieć o tym Aleksemu. Nie odjechałby. Chciałby mi pomóc, skazując się
jednocześnie na śmierć i kończąc jako źródło energii dla rubinu.
Zamknęłam oczy.
Wsłuchałam się w miarowe bicie mojego serca. Jeszcze raz sprawdziłam, czy w
zwisającej z mojego ramienia torbie było wszystko, czego potrzebuję.
Po chwili
weszłam do Lasu, pozostawiając całą przepełniający mnie strach za sobą.
Nie, nawet nie myśl o tym, żeby przestać! Świetnie piszesz, masz ciekawy pomysł na historię.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o ten rozdział to szkoda, że Aleksy zostawił Beatrycze. Coż, mam nadzieję, że albo wróci, albo dziewczyna pozna jeszcze kogoś.
Pozdrawiam i czekam na kolejny.
Błagam, nie przestawaj pisać ! Zostanę wtedy wśród setek bzdurnych opowiadań dookoła i nie będę miała już nic do czytania ;) Pomysł na historię, jak już poprzednik/czka wspomiał/a, jest naprawdę ciekawy i nie mogę doczekać się już tego co będzie w następnym rozdziale. Ada
OdpowiedzUsuńKobieto, powaliło cię?
OdpowiedzUsuńJa wiem, że fani są ważni i tak dalej, ale powinnaś pisać też dla siebie. Mam zaledwie 3 komentarze na moim blogu, ale nie przestaję pisać, bo to lubię. Piszę dla przyjemności, nie dla innych i mam gdzieś, co ktoś uważa o moim blogu.
Jednak jeśli ci to pomoże to pisz dalej, bo masz talent. Nie zmarnuj go.
Nie przestawaj, bo naprawde świetnie piszesz ! Czekam na dalsze rozdziały :D
OdpowiedzUsuńTu simeczka-jak wiesz,twoje opowiadanie wymiata,a ten rozdział,ech,po porostu jest tyle zaskoczeń,ogólnie-rozdział jest najdłuższy,niż zwykle i totalnie powala z nóg!!
OdpowiedzUsuńTrochę późno, ale zostawiam po sobie znak. Pojawiam się i znikam, i za to przepraszam... I pamiętaj - ten blog ma sprawiać radość przede wszystkim Tobie! c;
OdpowiedzUsuńPisz dalej i nie warz się kończyć!~:)
OdpowiedzUsuńo własnie zgadzam sie ze wszystkimi ;p
OdpowiedzUsuńFajne.
OdpowiedzUsuńCzytam ;) To jest mega. Masz talent. Czytam pozostałe rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńCześć! Tutaj Mademoiselle z ostrze-krytyki. Właśnie zrezygnowałam z oceniania, więc nie zajmę się Twoim blogiem. Jeśli zależy Ci nadal na ocenie, to możesz wybrać kogoś innego. Przepraszam za problem.
OdpowiedzUsuń